Zaburzenia psychiczne bohaterów „Kubusia Puchatka”

Specjaliści od rozwoju neurologicznego przyjrzeli się bohaterom opowiadań o Kubusiu Puchatku. Rezultaty ich badań leżą daleko od tego, czego można by oczekiwać od bohaterów książek dla dzieci: Kubuś i spółka cierpią na różne odchylenia – od zwykłej nadpobudliwości po zaburzenia obsesyjno-kompulsyjne.


Wzgórze w lesie: mały chłopiec bawi się ze swoją maskotką. Ten las to nie byle jakie miejsce – to Stumilowy Las, a za tą z pozoru niewinną zabawą kryją się problemy psychiczne i neurorozwojowe, którym przyjrzała się grupa badaczy.


Całe pokolenia wychowały się na przygodach Christophera Robina (Krzysia) i jego zwierzęcych przyjaciół, ale z upływem czasu perspektywa się zmienia i zaczynamy dostrzegać pewne rzeczy. Dla neurologów niektóre zachowania bohaterów książki podszyte są czymś więcej – poważnymi zaburzeniami psychicznymi.
Celem badań było uświadomienie środowisku medycznemu istnienia drugiej, mrocznej strony Stumilowego Lasu.


Kubuś. Niezdarny niedźwiadek, będący sztandarowym przykładem współistnienia różnych zaburzeń. Najbardziej uderzającym ze wszystkich jest ADHD podtypu nieuważnego.

Badaczy zastanowiło jak narwany w swoich działaniach jest Kubuś, skoro w celu dobrania się do miodu przebrał się za chmurę burzową. Doszli jednak do wniosku, że tego typu działania wynikają raczej z błędów poznawczych pogłębionych dodatkowo obsesją na punkcie miodu. To drugie jest oczywiście powiązane z otyłością Kubusia. Perseweracja i uporczywe powtarzanie tych samych czynności podwyższają prawdopodobieństwo występowania u niego zaburzeń obsesyjno-kompulsyjnych (OCD). Badacze zaczęli się też zastanawiać, czy jednoczesne ADHD i OCD nie są wstępem do syndromu Tourette’a. Choć autor książek jasno stwierdza, że Kubuś jest misiem o “bardzo małym rozumku”, to badaczom nie udało się stwierdzić, czy cierpi on na mikrocefalię, ponieważ nie wiadomo, czy występuje ona u niedźwiedzi brunatnych. Już na samym początku opowiadań Puchatek ciągnięty jest po schodach i raz za razem jego głowa obija się o kolejne stopnie. Czy późniejsze zmagania Kubusia z rzeczywistością mogą być rezultatem czegoś, co roboczo nazwać można Syndromem Wstrząśniętego Niedźwiedzia? Jedno jest pewne: Puchatek wymaga opieki. Farmakologicznej. Już niewielkie dawki stymulantów (np. metylofenidatu) uczyniłyby go sprawniejszym i bardziej ruchliwym, i kto wie – może zacząłby pisać wiersze:

I take a PILL-tiddley pom It keeps me STILL-tiddley pom, It keeps me STILL-tiddley pom Not fiddling.


Prosiaczek. Zakompleksiony, strachliwy, nieśmiały, zlękniony Prosiaczek. W oczy rzuca się zespół lęku uogólnionego. Odpowiednio wcześnie zdiagnozowany i potraktowany paroksetyną, Prosiaczek mógłby zostać wyleczony z całej emocjonalnej traumy, spowodowanej nieudanymi próbami złapania Słonia. W przypadku Puchatka i Prosiaczka występuje poważne ryzyko obniżenia samooceny w związku z kontaktem obu z cierpiącym na dystymię Osiołkiem (swoją drogą strasznie smutne życie musi prowadzić ten osioł). Jednocześnie nie ma wystarczających dowodów, które pozwoliłyby ocenić czy ciągły pesymizm, depresja i brak energii życiowej zostały przez niego odziedziczone, czy są wynikiem jakichś przeżyć. Na pewno mógłby zażyć jakieś leki antydepresyjne (a przy okazji skorzystać z terapii). Uczeni podejrzewają, że fluoksetyna pomogłaby mu zapomnieć o odpadającym ogonie.


Co do Pana Sowy badacze są zgodni: mądry, ale dyslektyk. Próby ukrycia swej przypadłości, choć czarujące, są widoczne prawie dla każdego. Gdyby tylko jego dolegliwość została odpowiednio wcześnie wykryta, a potem leczona…


Maleństwo zaniepokoił badaczy najbardziej. Bynajmniej nie ze względu na nadpobudliwość, tak typową dla swego wieku, ale ze względu na środowisko, w którym się rozwija. Maleństwo wychowywany jest przez jednego rodzica, co z automatu stawia go w grupie o podwyższonym ryzyku przyszłego ubóstwa. Zachodzi obawa, że Maleństwo skończy jako znudzony życiem kryminalista, nasiadujący na urządzonej w lesie mecie z przewalającymi się wokoło potłuczonymi butelkami po ekstrakcie słodowym i kiepami po spalonym zielsku. Co więcej, przyczynić się do tego może najlepszy przyjaciel Maleństwa – Tygrysek. Tygrysek, mówiąc oględnie, nie jest najlepszym przykładem do naśladowania. Z drugiej jednak strony nie od dziś wiadomo, że znajomi mają na nas niebagatelny wpływ.


Tygrysek jest postacią towarzyską i serdeczną – w tym nie ma nic złego, natomiast jego tendencja do podejmowania ryzyka jest niepokojąca. Pierwszy z brzegu przykład: gdy Tygrysek przybywa do Stumilowego Lasu, od razu zaczyna próbować jakichś nieznanych mu substancji. W ogóle nietrudno namówić go do spróbowania czegoś; w tym przypadku jest to miód, żołędzie i zielsko. Nie potrafi przewidzieć konsekwencji swoich czynów, a im bardziej go poznajemy, tym większym natrętem wydaje się być (nie mówiąc o tym, ze wciąga Maleństwo w różne niebezpieczne sytuacje). Badacze nie potrafili polecić Tygryskowi skutecznego leku: jedni wskazywali na użycie stymulantów (nadpobudliwość), inni – klonidyny, a jeszcze inni sugerowali użycie obu. Ostatecznie nie wybrano żadnej opcji, ponieważ w literaturze fachowej nie ma wzmianki o leczeniu tego typu zachowań u tygrysów. Jednak nawet gdyby udało się doprowadzić Tygryska do porządku, to kwestia środowiska, w jakim wychowuje się Maleństwo, pozostaje dalej otwarta.

Kangurzyca jest nadopiekuńczą matką, ale czy wynika to z jej życiowych doświadczeń? Nie wiadomo. Trudno też przewidzieć, jak wyglądać będzie jej życie za kilka lub kilkadziesiąt lat. Wielce prawdopodobne, że stanie się starą, zaniedbaną kobietą z grupką dzieciaków – każde od innego ojca – i problemami finansowymi. A może nie? Może Kangurzyca to jedna z tych samotnych matek, które potrafią wziąć własny los w swoje ręce? Może Kangurzyca skończy dobrą szkołę, a później wykupi Stumilowy Las i na jego miejscu wybuduje osiedla ze strzeżonymi posesjami po $500 000 za sztukę? Raczej nie. W ujęciu społecznym na nic jej to wykształcenie, tym bardziej, że nie wykazuje zbyt silnych cech przywódczych.

Ślady “przywództwa” wydaje się posiadać tylko Krzyś. I choć naukowcy nie zdiagnozowali u niego żadnych zaburzeń, to niepokoją ich pewne kwestie. Po pierwsze nigdzie nie widać jego rodziców, a po drugie chłopiec ów spędza masę swojego czasu na rozmowach ze zwierzętami. Badacze zaobserwowali również występujące problemy z nauką, a wnosząc po ilustracjach E.H. Shepharda – przyszłe kłopoty z tożsamością płciową. Jeden psychoanalityk dopatrzył się freudowskich przyczyn w nazwaniu przez Krzysia swojego misia Winnie-the-Pooh.


I w końcu Królik. Niespotykany ważniak przekonany o swej wyjątkowości i uwielbieniu ogółu. Posiada niepohamowaną chęć kierowania innymi – często wbrew ich woli – przy czym zawsze sam ustawia się w jak najdogodniejszej pozycji. Wygląda trochę jakby przespał swój czas.

Gdzieś na wzgórzu mały chłopiec bawi się ze swoją maskotką. Niestety, czar towarzyszący tej zabawie to w rzeczywistości iluzja przesłaniająca problemy psychiczne i neurorozwojowe, które wymagają diagnozy i leczenia. Aż dziw bierze, że żadna klinika dziecięcych zaburzeń rozwoju jeszcze się tym nie zajęła.

Rekomendowane artykuły